30 dni mogłam gościć w Domu, za co jesteśmy z Alankiem niezmiernie wdzięczni

Już w 12. tygodniu ciąży okazało się, że nasze maleństwo ma wadę brzuszka. Co czuje mama, która zaraz po porodzie nie ma przy sobie dziecka? Ile myśli tłoczy się w głowie? Ile modlitw zanosi się do nieba? Nie sposób tego opisać. Wszystko zbiegło się w czasie z pandemią, przez co rodzice nie mogli nocować na oddziale.

 

Pozostało mi wynająć pokój gdzieś w pobliżu. Wtedy pani doktor wspomniała o Domu Ronalda McDonalda. Dom był dla mnie niesamowity, bo położony tak blisko mojego synka, a przy tym pełen serdeczności, pomocy, wspierających i rozładowujących atmosferę rozmów, np. przy kuchennej wyspie.

Każdy ma inną historię bo i różne są choroby, wady i komplikacje.

Każdy rodzic czuje ten sam strach o swoje dziecko.

Każdy kto pomaga drugiemu w niedoli wzrasta.

Każdemu życzymy dużo zdrowia, cierpliwości, pokory i siły.

Każdemu kto Nam pomógł DZIĘKUJEMY z całego serca!

Historia bliźniaków – Tymka i Mila

Pobyt rodziny bliźniaków – Tymcia i Milusia – w krakowskim Domu Ronalda McDonalda to jedna z tych historii, które zostają w pamięci i sercach domowników na zawsze. To zarazem jeden z najdłuższych ciągłych pobytów – mama Magda, tata Łukasz oraz Miluś mieszkali w Domu przez prawie 7 miesięcy (191 dni).

Oto ich historia:

„Wszystko zaczęło się 2 maja 2015 roku – na świat przyszli nasi synowie Tymoteusz urodzony o godzinie 20:50 i Maksymilian urodzony o godzinie 20:52. Chłopcy przyszli na świat w szpitalu w Bytomiu, dwa miesiące przed planowym terminem porodu. Każdy z nich ważył 1570 g. Najszczęśliwszy dzień naszego życia, a jednak pełen obaw, strachu i lęku.

 

W nocy tuż po narodzinach okazało się, że Maksymilian, nazywany przez nas do dziś Małym Milem, miał duże problemy z oddychaniem musiał zostać intubowany i oddychać przy pomocy respiratora. Tymek natomiast oddychał samodzielnie, wydawało się, że wszystko jest w porządku i jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Po 24 godzinach stan Maksymiliana zaczął się stabilizować. Mały Milo nabierał sił i powoli zaczęliśmy oddychać z ulgą. Okazało się jednak, że zbyt wcześnie.     

 

 

Po czterech dniach życia stan zdrowia Tymka zaczął diametralnie się zmieniać, z każdą chwilą było coraz gorzej. Okazało się, że układ pokarmowy Tymoteusza przestał pracować, lekarze zdiagnozowali martwicze zapalnie jelita (NEC). Jest to jedno z najniebezpieczniejszych powikłań występujących u wcześniaków. Po prostu w pewnym momencie przestaje pracować jelito. Nie ma metody wcześniejszego zdiagnozowania tego problemu ani też profilaktyki. Tymek wymagał operacji – wycięcia części jelita, którą objęła martwica. Jednak w szpitalu, w którym chłopcy przyszli na świat nie ma jeszcze możliwości wykonywania takich zabiegów i wymagany był transport do innego szpitala. Stan Tymka był tak ciężki, że decyzja taka miała zostać podjęta w ostateczności, to znaczy w chwili, gdyby doszło do pęknięcia ściany jelita, gdyż istniało bardzo duże ryzyko, że nie przeżyje kilkukilometrowej podróży karetką. Tymek przetrwał podróż, przetrwał także operację. Ceną było usunięcie 2/3 jelita cienkiego, rozległa sepsa i wylew krwi do mózgu, zakwalifikowany przez neurochirurgów, jako najwyższy stopień wylewu. Niektórzy lekarze mówili nam, że w związku z tym Tymek na pewno będzie miał dziecięce porażenie mózgowe, może być dzieckiem leżącym, z którym nie będzie żadnego kontaktu. Nie miało to wtedy znaczenia. Tymek żył i tylko to było istotne. Z całą resztą człowiek jest sobie w stanie poradzić. Po kilku tygodniach stan Tymka zaczął się stabilizować. Nasz synek wymagał jednak laseroterapii siatkówki oczu, tym razem w szpitalu we Wrocławiu, gdzie spędziliśmy kilka dni.

 

 

Do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu trafiliśmy dwa miesiące po urodzeniu naszych synów. Tymek został przyjęty na Oddział Leczenia Żywieniowego, gdyż jedyną szansą na przeżycie naszego syna i niedopuszczanie do śmierci głodowej było żywienie pozajelitowe. Wraz z Maksymilianem przenieśliśmy się na miesiąc do Krakowa. Na oddziale Tymek przeszedł zabieg wszczepienia cewnika centralnego, przez który podawana jest specjalna mieszanka żywienia pozajelitowego. Nauczyliśmy się jak w warunkach domowych żywić syna, dbać o cewnik i pielęgnować stomię. W sierpniu 2015 roku mogliśmy wrócić wszyscy do domu – szczęśliwi, wszyscy razem. W niedługim czasie okazało się jednak, że wątroba Tymka staje się coraz mniej wydolna, ze względu na nieprawidłowe krążenie enzymów w układzie pokarmowym, jak również reakcję na żywienie pozajelitowe. Szansą na przywrócenie prawidłowych funkcji wątroby miało być zespolenie pozostałych części jelita. 6 marca 2016 trafiliśmy z Tymkiem ponownie do USDK. Zostaliśmy przyjęci na Oddział Chirurgiczny. 16 marca 2016 odbyła się pierwsza operacja połączenia jelit, która jednak nie przyniosła oczekiwanego efektu. Po czternastu dniach zdecydowano się na kolejną operację, tym razem martwy odcinek został usunięty. Jelito Tymka było jednak zbyt słabe, pękło po sześciu dniach od operacji, brzuch naszego syna twardniał i rósł, Tymek bardzo cierpiał. Konieczna była kolejna operacja ratująca życie, po której Tymek spędził pięć tygodni na oddziale Intensywnej Terapii. Wyniki badań wątrobowych wskazywały, że narząd jest coraz bardziej niewydolny, czego najbardziej widocznym skutkiem było ogromne zażółcenie skóry oraz oczu. Pojawiły się obfite krwotoki ze śluzówki jelita, doszły kolejne powikłania. Lekarze spuszczali głowy, gdy pytaliśmy, co będzie dalej z naszym synem, jakie są koncepcje dalszego leczenia i ratunku dla niego. Pozostała modlitwa i nadzieja. Z Oddziału Intensywnej Terapii Tymek został przyjęty na Oddział Leczenia Żywieniowego, gdzie powoli stan jego zdrowia się stabilizował i przygotowywano go do kolejnej próby zespolenia jelita, gdyż tylko odtworzenie ciągłości jelita było jego szansą na przeżycie.

Tata Łukasz na rowerowym spacerze z Milusiem

Kiedy w marcu trafiliśmy na Oddział Chirurgiczny, już wiedzieliśmy, że na terenie szpitala działa ”Dom poza Domem”. Wiedzieliśmy też, że leczenie Tymka może być bardzo długie. Złożyliśmy prośbę o udostępnienie nam pokoju, gdyż chcieliśmy w tym czasie być całą rodziną i nie wyobrażaliśmy sobie tego, by jedno z naszych dzieci nie było dłuższy czas z którymś z nas. Na kilka dni przed świętami Wielkiej Nocy dostaliśmy możliwość pobytu, a właściwie – jak się później okazało – zamieszkania w Domu Fundacji Ronalda McDonalda.

 

W  szpitalu i jego obrębie przeżyliśmy cztery pory roku: końcówkę zimy, spędziliśmy wiosnę, całe lato i kawałek jesieni. W tym czasie bardzo wiele się zmieniło i wcale nie było łatwo, choć może przyjemniej niż w innych okolicznościach mogłoby być. Czas spędzony w ”Domu poza Domem” był to dla nas czasem wyjątkowym! To, co z reguły rodzice przeżywają w gronie najbliższych krewnych, my przerabialiśmy w dużo większym gronie. Z jednej strony przypadkowych i początkowo obcych osób, a jednak bliskich, którzy jak nikt inny z grona  przyjaciół czy nawet rodziny wiedzieli, co przeżywamy.  Mieszkańcy i cały personel Domu byli aktywnymi uczestnikami w życiu Mila i obserwatorami jego postępów. 

 

W tym miejscu muszę napisać, że słowo „personel”  brzmi obco i nie odzwierciedla roli pracowników Domu, którą odegrali podczas naszego pobytu. Dla Mila byli to w tym okresie po prostu Dziadkowie, Wujkowie i Ciocie, a dla nas przyjaciele, szczerze zainteresowani naszą sytuacją i zawsze chętni do pomocy: Pani Dorota, Gosia, Piotr, Dominika, Justyna, Panowie z ochrony – Rysio, Staś i Marek.

        

icon

W każdej rodzinie choroba dziecka wiąże się z diametralną zmianą dotychczasowego życia i licznymi wyrzeczeniami, jednak pobyt w Domu w tym trudnym okresie dał nam szansę na odrobinę normalności, a nawet małych i czasem większych radości. W Domu obchodziliśmy pierwsze urodziny naszych synów. Był tort, balony,  gremialne „Sto lat!”, nawet prezenty. I to nie tylko dla Mila, który był mieszkańcem Domu, lecz również dla Tymka, który pierwsze urodziny spędził na Oddziale Intensywnej Terapii.

 

Miluś przybył do Domu na naszych rękach, gdyż sam dopiero uczył się pełzać, a wyszedł na własnych nogach. Pierwsze raczkowanie, pierwsze samodzielnie stanie, pierwsze kroki, pierwsze słowa i codzienne poznawanie świata – siedem miesięcy w życiu takiego malucha to naprawdę dużo… I też dużo się działo…

 

Milo pomagał, jak umiał, w codziennym gotowaniu i porządkach.

 

Milo poznał zastosowanie każdego przycisku w dyżurce pracowników ochrony, gdzie pod czujnym okiem „Dziadków” monitorował sytuację w Domu, a nawet obsługiwał bramę wjazdową.

 

Milo poznał również każdy zakątek w gabinecie menadżerów, gdzie, szczerze mówiąc, do dziś nie wiem, co robił…

 

Milo zaliczył kąpiele w dmuchanym basenie rozstawionym w przydomowym ogrodzie i liczne  przejażdżki na „domowym” rowerze, na którym mogliśmy zamontować specjalny fotelik. Do tego doszedł udział w koncertach, wspólnym gotowaniu pod okiem mistrzów kuchni, a nawet zajęciach relaksacyjnych.

 

I tak dzień po dniu, nasz Mały Milo dorastał w Domu, a jednak poza domem. Czasem chłopcy się widywali, gdy otrzymywaliśmy zgodę na spacer z Tymusiem i to też było ważne dla nich i dla nas.

 

Cała nasza czwórka dostała szansę spotkania Ojca Świętego podczas jego odwiedzin chorych dzieci w szpitalu w czasie Światowych Dni Młodzieży i odtąd możemy mówić, że papież Franciszek jest najlepszy kolegą naszych chłopaków!

 

Pod koniec września zaczął padać deszcz, dni zrobiły się bardziej pochmurne, chłodniejsze, a w sercach cieplutko, jeszcze cieplej, bo możemy wracać do domu, naszego, prawdziwego, choć z perspektywy chłopców trochę obcego.
Ale najpierw pakowanie, ile się tego wszystkiego nazbierało, pół dnia pakowania, dwa samochody załadowane po dach i kilka rzeczy zostawionych w domowym magazynie do zabrania ”później”. Udało się, nawet bagażniki się domknęły i foteliki dziecięce też się zmieściły – pełen sukces.

 

W chwili, w której piszemy te słowa jesteśmy z naszymi synami w domu, ostatnia operacja powiodła się. Tymek z dnia na dzień nabiera sił, jest coraz silniejszy i coraz mniej żółty. Przeżyliśmy w Krakowie siedem miesięcy, może niewiele, ale zważywszy na to, że nasi chłopcy w styczniu tego roku skończyli 20 miesięcy, to prawie połowa z ich życia.

Teraz od czasu do czasu odwiedzamy nasz ”Dom poza Domem”, piszemy ”nasz”, bo stał się trochę domem, taką namiastką, mieszkańcy i pracownicy – rodziną. W najtrudniejszych chwilach byliśmy razem, czasem razem płakaliśmy, przeklinaliśmy, ale też często mogliśmy się do siebie uśmiechać i śmiać się z siebie”.

 

Magdalena i Łukasz

                                                                                                                                                        2016

Zdjęcia chłopców z 2020 roku:

Czytaj więcej:

Ciepło, które daje siłę – „Czapka od serca” dla dzieci i rodziców

25 i 26 listopada Fundacja Ronalda McDonalda rozgrzała serca na dziecięcych oddziałach onkologicznych w Krakowie i Warszawie. Do dzieci i ich rodziców trafiło aż 500 wyjątkowych, ręcznie robionych Czapek od serca.

Każde dziecko ma prawo do miłości, bezpieczeństwa i wsparcia

Bezpieczeństwo dzieci zależy każdego z nas. Dowiedz się, jak zareagować, gdy podejrzewasz, że dziecko jest krzywdzone.

Artyści ART & Charity 2024 wspierają budowę trzeciego Domu Ronalda McDonalda w Polsce

22 października w galerii immersyjnej Art Box Experience w Fabryce Norblina miała miejsce wyjątkowa aukcja charytatywna ART & Charity „Dom poza domem”.

Ciepło, które daje siłę – „Czapka od serca” dla dzieci i rodziców

500 wyjątkowych czapek trafiło do dzieci i ich rodziców na oddziałach onkologicznych w Krakowie i Warszawie. 25 i 26 listopada Fundacja Ronalda McDonalda po raz kolejny pokazała, jak drobne gesty mogą zmieniać życie. Kolorowe, ręcznie robione „Czapki od serca” przyniosły ciepło – dosłownie i w przenośni – do szpitalnych sal, gdzie toczy się codzienna walka o zdrowie i uśmiech dzieci.

 

Leczenie onkologiczne dzieci to wyzwanie, które dotyka całą rodzinę, zmieniając jej codzienność. Długie miesiące spędzane w szpitalu oznaczają nie tylko walkę z chorobą, ale także z samotnością, lękiem i poczuciem utraty dzieciństwa. Małym pacjentom brakuje tego, co dla nich naturalne – beztroskich zabaw, kontaktu z rówieśnikami, rodzinnych chwil. Rodzice również stają przed ogromnym emocjonalnym wyzwaniem, wspierając dziecko każdego dnia.

Czapka od serca – gest o ogromnej wartości

W trudnych chwilach liczą się często drobne gesty i radości, które zmieniają ocenę sytuacji. Projekt „Czapka od serca”, realizowany przez Fundację Ronalda McDonalda już od 5 lat, ma na celu po pierwsze wywołanie uśmiechu na twarzach małych pacjentów. W kolejnym kroku kolorowe Czapki stają się symbolem wsparcia, niosącym jasny przekaz: „Nie jesteś sam”, „Nie jesteście sami”. Ręcznie zrobione czapki są jak porcja energii łączącej – dzieci, rodziny i społeczność zaangażowaną w projekt.

 

Jak mówi prof. Paweł Łaguna Kierownik Oddziału Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego „czapki to symbol solidarności i gest serca, ale także praktyczny prezent. Przede wszystkim idzie zima, no więc czapki są wskazane. Pilnujemy główek, tym bardziej, że są dwie czapki dla opiekuna, jak dla dziecka. Co fajne, jest symbol od serca. Osoby, które te czapki wykonują, robią to dla tych dzieci. I dla ich opiekunów. Takie serce ktoś im daje, ktoś o nich myśli.”

Ciepło i wsparcie tam, gdzie są najbardziej potrzebne

Projekt „Czapka od serca” polega na tworzeniu według wzoru ręcznie dzierganych czapek, które są przekazywane dzieciom i ich rodzicom. Dziecko zawsze jest obdarowywane kompletem,  w którym jedna z czapek jest dla niego a druga dla rodzica. Dodatkowo każda paczka zawiera ręcznie pisany list od Wolontariusza Fundacji.

 

„W tym roku zrobiłam na drutach aż 118 czapek dla dzieci i ich rodziców. Kocham to zajęcie, bo wiem, że dzięki mojej pracy na twarzach najmłodszych pojawi się uśmiech. Jestem wolontariuszką Fundacji od 9 lat i doskonale wiem, jak wiele znaczą nasze wspólne działania” mówi Zosia Klejny, która od dwóch lat zaangażowana w projekt „Czapka od serca”. Do tej pory własnoręcznie wykonała już ponad 450 czapek.

 

Czapki od 2020 roku robi także obecnie 100-letnia wolontariuszka Eugenia, która ich nie liczy, ale jej tygodniowa średnia to 3 czapki. Eugenia ma ogromne doświadczenie, bo robi na drutach od 70 lat.

Gdzie trafiły czapki w tym roku?

W tym roku projekt #CzapkaOdSerca został zaadresowany do dzieci z dwóch miast: Krakowa i Warszawy, gdzie Fundację i jej program Domów oraz Pokoi Rodzinnych wspierają największe grupy Wolontariuszy. W Krakowie czapki trafił do 65 małych pacjentów na dwóch oddziałach onkologicznych Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. W Warszawie, dzięki wsparciu Fundacji, 185 kompletów czapek zostało przekazanych dzieciom hospitalizowanym w trzech ośrodkach: Instytucie „Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka, Dziecięcym Szpitalu Klinicznym UCK WUM oraz Klinice Onkologii i Chirurgii Onkologicznej Dzieci i Młodzieży przy Instytucie Matki i Dziecka.

Za sukcesem projektu stoi ogromne zaangażowanie Wolontariuszy oraz Partnerów, którzy przez cały rok przygotowują się do finału akcji, który tradycyjnie przypada na 24 listopada – „Dzień Czapki od serca” (w tym roku czapki zostaną przekazane 25 i 26 listopada). Wolontariusze uzbrajają się w szydełka, kilometry włóczki i z pasją dziergają, by każda czapka była wyjątkowa.

 

„Wszystko, co robimy, robimy z serca. A każdy, kto bierze udział w tej inicjatywie, staje się częścią większej historii – historii wsparcia, zrozumienia i troski” dodaje Krzysztof Daniluk Koordynator Projektu.

 

W tym roku projekt Czapka od serca został dofinansowany w ramach Konkursu na Projekty Wolontariacie Fundacji BNP Paribas, współpracy z Smurfit Westrock oraz zaangażowaniu Wolontariuszy z Bibby Financial Services. Partnerami akcji w Krakowie są: Cisco, HAVI Kraków Global Business Services, State Street Bank Polska.

 

Każde dziecko ma prawo do miłości, bezpieczeństwa i wsparcia

Dołączyliśmy do kampanii Dzieciństwo Bez Przemocy Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę oraz wielu innych organizacji i instytucji, by razem mówić, jak ważna jest nasza reakcja na przemoc wobec najmłodszych.

 

dziecinstwobezprzemocy.pl

 

W ramach finału kampanii, 19 listopada o godzinie 17:00, na znak sprzeciwu wobec krzywdzenia dzieci rozświetliliśmy na czerwono Dom Ronalda McDonalda, zlokalizowany na terenie kampusu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Bezpieczeństwo dzieci zależy od każdej i każdego z nas

Kampania Dzieciństwo bez Przemocy uwrażliwia na problem krzywdzenia dzieci w Polsce oraz promuje sposoby dbania o rozwój i bezpieczeństwo dzieci, aby zapewnić im szczęśliwe dzieciństwo i dobrą przyszłość.

Jak możesz pomóc?

  • Rozpoznawaj sygnały przemocy.
  • Nie bądź obojętny – reaguj i zgłaszaj.
  • Daj dzieciom przestrzeń na rozmowę.

 

Dowiedz się, jak reagować na reaguj.powergam.com

Każda reakcja ma znaczenie. Każda rozmowa ratuje.

Artyści ART & Charity 2024 wspierają budowę trzeciego Domu Ronalda McDonalda w Polsce

22 października, w galerii immersyjnej Art Box Experience w Fabryce Norblina, odbyła się aukcja charytatywna ART & Charity „Dom poza domem”. W roli gospodarzy tego niesamowitego wieczoru na scenie stanęli przyjaciele Fundacji, Anna Dereszowska oraz Olivier Janiak. 

 

Art Box Experience na jeden wieczór połączyła magię sztuki z wielką mocą pomagania. Prezentacja obrazów i rzeźb współczesnych artystów na ścianach wyjątkowej przestrzeni wystawowej została rozbudowana o filmy i animacje z wnętrz istniejących Domów Ronalda McDonalda z Krakowa i z Warszawy oraz uzupełniona poruszającymi opowieściami rodzin, mieszkających w Domach. Każda kolejna sala była nową historią.

Dzięki zaangażowaniu artystów, przyjaciół i darczyńców, na rzecz budowy Domu i misji „Aby rodzina mogła być razem”, zebrano imponującą kwotę 606 000 zł.

 

Dr Marek Migdał, dyrektor Instytutu „Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka”, który codziennie patrzy jak Dom rośnie, był obecny razem z reprezentacją zespołu szpitala i chwilę po aukcji gratulował niesamowitej energii i pasji wszystkim gościom!

Cel aukcji – wsparcie budowy trzeciego Dom Ronalda McDonalda

Domy Ronalda McDonalda powstają z myślą o potrzebach rodzin dzieci, których hospitalizacje wymagają czasu i cierpliwości. Dom odpowiada na potrzeby wielotygodniowych, wielomiesięcznych pobytów. Łączy prywatne pokoje z przestrzeniami wspólnymi, takimi jak kuchnia, jadalnia, pokój zabaw, pralnia oraz z innymi funkcjonalnościami, jakich może potrzebować cała rodzina chorującego dziecka.

 

Dom daje rodzicom możliwość odzyskania poczucia bezpieczeństwa i bycia razem w nowej sytuacji. Żadna rodzina nie jest gotowa na trudną diagnozę dziecka i konieczność wyjazdu z własnego domu do szpitala. Fundacja zdejmuje z rodzin zarówno ciężar problemu, gdzie zamieszkać obok szpitala w innym mieście, ale także jak poradzić sobie z kosztami życia w czasie choroby. Domy pomagają bezpłatnie, bo rodziny chorujących długo dzieci niejednokrotnie doświadczają ogromnego, ekonomicznego stresu.

 

Opublikowany w sierpniu Raport JLL „Domy Ronalda McDonalda w kontekście sytuacji na rynku mieszkaniowym i hotelowym w Polsce” dostarcza analizy otoczenia powierzchni mieszkaniowych dużych szpitali pediatrycznych i udowadnia, że nie ma alternatywy na rynku hotelowym i wynajmu dla Domów Ronalda McDonalda.

 

Skuteczne leczenie i opieka nad dzieckiem w szpitalu wymagają troski o całą rodzinę. Bliskość Domu i szpitala, chwile wytchnienia przy kawie, gotowanie ulubionych posiłków, bycie razem, rodziców, zdrowego rodzeństwa, dziadków, dają siłę i dzieciom i dorosłym. Tam, gdzie jest Dom, nawet jeśli szpital znajduje się setki kilometrów od miejsca zamieszkania rodziny, tam rodziny znajdują rozwiązanie problemu. Idea Domów jest nieoceniona w czasie procesu leczenia. Potwierdzają to  lekarze i rodziny dzieci – pacjentów.

 

Skuteczne leczenie i opieka nad dzieckiem w szpitalu wymagają troski o całą rodzinę. Bliskość Domu i szpitala, chwile wytchnienia przy kawie, gotowanie ulubionych posiłków, bycie razem, rodziców, zdrowego rodzeństwa, dziadków, dają siłę i dzieciom i dorosłym. Tam, gdzie jest Dom, nawet jeśli szpital znajduje się setki kilometrów od miejsca zamieszkania rodziny, tam rodziny znajdują rozwiązanie problemu. Idea Domów jest nieoceniona w czasie procesu leczenia. Potwierdzają to  lekarze i rodziny dzieci – pacjentów.

 

Sytuacja mieszkaniowa w okolicach szpitali pediatrycznych – Raport JLL

W przyjaźni siła!

Charytatywna aukcja sztuki w niezwykłej przestrzeni Art Box, która na co dzień gości najnowocześniejsze wystawy artystyczne światowej sławy twórców, nie byłyby możliwa bez wsparcia całego zespołu Art Box Experience, Domu Produkcyjnego Dobro, zespołów Perfectto Events i Dreamage – autorów projektu, McDonald’s Polska, Coca-Cola, Mabellini Delio, Henkell Freixenet, Presidential, Rentabar.pl, fotografów Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, EPS Druk, Domu Aukcyjnego Agra Art oraz Allegro Charytatywni.

 

Dzieła artystów, wśród których są Nikodem Szpunar, Marta Kochanek-Zbroja, Henryk Opałka, Dominik Woźniak, Katarzyna Bałaga, Sławomir Lewczuk, Marta Sokół, Piotr Popiacki, Jacek Hazuka, Ewelina Wasiluk, Jacek Chrostowski, Paweł Grabowski oraz Paweł Kałużyński, zachwyciły i wzbudziły chęć przyjacielskiej rywalizacji, nad którą po mistrzowsku czuwali Olivier Janiak, Anna Dereszowska oraz Katarzyna Rodziewicz – prezeska Fundacji. 13 prac, ogrom wzruszeń, burze braw, doping dla przelicytowujących się par, prawdziwe emocje!

Specjalne podziękowania za wspaniałe zdjęcia ślemy autorom Darkowi Kawce i Bartoszowi Bukowskiemu. Zdjęcia pozwolą nam wracać do tego czarującego wieczoru.

 

Prof. Adam Jelonek, Honorowy Prezes Fundacji, legenda pediatrii, nie potrafił ukryć uczuć:

Dziękujemy wszystkim gościom oraz darczyńcom za pomoc w budowie Domu! Razem możemy czynić dobro, zmieniając życie dzieci i ich rodzin na lepsze.

 

Do 29 października możemy zrobić jeszcze więcej!

Do 29 października trwają aukcje na Allegro Charytatywni https://tiny.pl/96dvzn88. Fundacja czeka na wszystkich z otwartymi ramionami. Zachęcając do licytacji, Fundacja gwarantuje, że każdy przedmiot niesie w sobie energię donatora, intencję, by stał się dla osoby licytującej nie tylko przyjemnością, ale przede wszystkim dowodem zaangażowania w ważną ideę budowy Domów!